O tym, czy psychoterapia jest dla każdego opowiada Jagna Ambroziak, psycholog i psychoterapeuta z Warszawskiego Ośrodka Psychoterapii i Psychiatrii
Bartosz Lewicki: Kim jest psychoterapeuta?
Jagna Ambroziak: To ktoś taki, kto pomaga rozmową. Wiem, że to dość lakoniczne i wokół tego, kim jest psychoterapeuta i czym jest psychoterapia, krąży wiele legend. Mamy bardzo dużo różnych wyrobionych przekonań na ten temat w oparciu o filmy. Ale tak naprawdę psychoterapia jest po prostu pomaganiem poprzez rozmowę i pewnie łatwiej jest najpierw powiedzieć, jakim rodzajem rozmowy psychoterapia nie jest.
B.L.: No właśnie. Rozmawiamy z różnymi ludźmi, rozmawiamy z rodzicami, przyjaciółmi, żonami, mężami… i chyba nie każda rozmowa jest rozmową psychoterapeutyczną?
J.A.: Zdecydowanie nie. Nie od tego jest rodzina. Psychoterapia nie jest taką rozmową, podczas której udziela się rad, pociesza, prawi komplementy, poklepuje i mówi, że „wszystko będzie dobrze”. Zdecydowanie nie jest czymś takim, jak płatna przyjaźń dla samotnych. Nie jest też czymś takim, jak leczenie u dentysty albo u chirurga, gdzie jest tak, jakbyśmy się oddawali w sposób „proszę mi naprawić coś zepsutego”. Psychoterapia czy psychoterapeuta nie jest w stanie nam wszystkiego naprawić lub wyciągnąć nas z depresji. Może nam pomóc wyjść z depresji, ale tylko wtedy, kiedy my też będziemy zaangażowani w ten proces.
B.L.: Czyli czego mamy się spodziewać? Na pewno brak świadomości tego, po co, jak i na co się szykują, jest swego rodzaju barierą.
J.A.: Tak. Tym bardziej, że my wciąż w społeczeństwie polskim nie mamy tradycji dbania o swoją kondycję psychiczną. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jest nam ciężko. Że jest dużo napięcia i stresu, a mało poczucia bezpieczeństwa. W związku z tym, dość często ignorujemy pierwsze sygnały, które są właściwie bardzo ważnymi wskazówkami tego, że należałoby się udać po pomoc.
BL: Jakie to są sygnały?
J.A.: Takich sygnałów jest wiele. To, że mamy wahania nastroju czy gorzej śpimy, mamy więcej stresu, to nie jest jeszcze sygnał do tego, by iść na psychoterapię. Natomiast, przez to, że wiele osób uznaje psychoterapię za ostateczność, trafiamy do niej często zbyt późno. Warto zgłosić się na nią, kiedy cierpimy, a wsparcie osób najbliższych okazuje się być niewystarczające.
B.L.: Ale kiedy boli nas ząb – wiemy, że nas boli i cierpimy. Kiedy boli nas kolano, wiemy, że boli nas kolano. Natomiast, czym jest cierpienie psychiczne? Bo mamy sytuacje, kiedy się gorzej czujemy, kiedy się zdenerwujemy, jest nam smutno i chyba ciężko nam zdiagnozować samych siebie.
J.A.: Mówi pan o bardzo ważnej rzeczy. To jest niesamowite, bo często, kiedy osoba trafia już do psychoterapeuty, to nie do końca nawet wie, z czym. I okazuje się, że bezsenność, poczucie drażliwości czy awanturowanie się, wcale nie świadczy o tym, że ma problem w kontrolowaniu złości. Okazuje się, że czasem są to symptomy nierozpoznanej depresji lub kryzysowych sytuacji, kiedy coś się w naszym życiu zmienia i mamy wrażenie, że jest nam bardzo trudno się do tego zaadaptować. Olbrzymim stresorem może być strata albo zmiana miejsca pracy, zamieszkania lub stanu cywilnego, w tym niekoniecznie rozwód. Może to być w zasadzie wszystko, co powoduje, że nasze życie wygląda inaczej niż wcześniej. Powinniśmy szukać pomocy, jeżeli zauważamy, że jesteśmy bardziej zmęczeni, mamy mniej energii, a to, co nas cieszyło – przestaje, kiedy zaczynamy się izolować, ograniczamy kontakty z ludźmi, sięgamy częściej po lampkę wina lub niechętnie wychodzimy. Poziom radości i satysfakcji jest bardzo ważną wskazówką. Inną jest poczucie sensu. Wiemy, jakie nasze życie ma sens. Mamy ochotę rano wstawać, po pracy wracać do domu. Jeśli zaczyna nam tego brakować, jest to sygnał, że warto zwrócić się po pomoc. Reagujmy na wszelkie sytuacje, w których wahania nastroju zaczynają być dotkliwe. Kiedy zauważamy, że obniżony nastrój zdarza się coraz częściej, wszelkie momenty związane ze stratą oraz takie, w których po prostu pragniemy coś zmienić.
B.L.: Rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady.
J.A.: Czasem można po prostu wziąć urlop albo krótkie zwolnienie i sprawdzić. Bo to, czego się często nie diagnozuje lub diagnozuje za późno, to jest zespół chronicznego zmęczenia, który nieleczony zmienia się w syndrom wypalenia zawodowego, a to się naprawdę ciężko leczy.
Weronika Trawczyńska: Wiele osób zastanawia się, gdzie powinno pójść najpierw – do psychoterapeuty czy psychiatry? W jaki sposób podjąć tę decyzję?
J.A.: Bardzo zachęcam do wybierania psychiatrów, którzy są również psychoterapeutami. Bardzo często spotykamy teraz taką podwójną specjalizację. Natomiast, żeby ułatwić wybór osobie, która potrzebuje go podjąć: gdy mamy poczucie, że nasz nastrój jest bardzo obniżony, że życie po prostu boli, zaczynamy mieć myśli samobójcze – to jest jasny sygnał, że powinniśmy zgłosić się do psychiatry. Różne są przyczyny depresji czy stanów lękowych i nie jest wykluczone, że oprócz psychoterapii, którą i tak zarekomenduje pewnie psychiatra, to podejmie również decyzję o włączeniu farmakoterapii.
B.L.: No właśnie, bo czasem się wydaje, że po co mam tracić czas, chodzić, rozmawiać nie wiadomo z kim, nie wiadomo o czym, skoro wezmę 3 magiczne pigułki i poczuję się lepiej?
J.A.: Chcę podkreślić, że nie jestem lekarzem psychiatrą – jestem z wykształcenia psychologiem i psychoterapeutą, więc w żadnej mierze nie chciałabym przekroczyć swoich kompetencji. To, co powiem, jest oparte na długoletniej, ścisłej współpracy z psychiatrami i moich doświadczeniach z gabinetu, gdzie słyszę od pacjentów opowieści o ich poprzednich psychologach, że farmakoterapia jest „be” albo od lekarzy, że wystarczy sama farmakoterapia. Są takie rodzaje cierpienia, bólu psychicznego, na które farmakoterapia nam nie pomoże. Są choroby, w których leki mogą nas na chwilę wyciszyć, mogą oddalić rozwiązanie problemu w czasie, ale de facto, problem jest zupełnie innej natury, dlatego leki tego problemu nie rozwiążą. Natomiast są też takie problemy, które mają podłoże stricte biologiczne. Dają nam określony wystrój emocjonalny – obniżony lub nadmiernie podwyższony, fazy od górki do dołka, gdzie leki są bezwzględnie konieczne, ponieważ stabilizują pracę naszego układu nerwowego. Są trochę jak okulary: jeśli mamy słaby wzrok, potrzebujemy je założyć i wtedy nie wydarza się nic takiego, że nagle widzimy coś dziwnego i widzimy inaczej. Nagle widzimy mniej więcej to, co się naprawdę dzieje. Podobnie jest z lekami. One pomagają nam funkcjonować bardziej adekwatnie w oparciu o realny kontakt z rzeczywistością. Dlatego też przytomny psychiatra będzie bardzo dobrze wiedział, kiedy podać farmakoterapię. Psychiatrzy wcale nie są tacy chętni, żeby wszystkich, mówiąc nieładnie, „szpikować” lekami, naprawdę nie. W związku z tym podają leki, kiedy są po prostu potrzebne. Kiedy idzie się po pomoc, dobrze jest jednak chodzić do takich instytucji, gdzie psychiatrzy i psychoterapeuci współpracują i mogą się między sobą komunikować na temat zdrowia pacjenta.
B.L.: A nie jest tak, że wtedy, kiedy zaczynamy farmakoterapię, to zmienia się również ta psychoterapia?
J.A.: To jest bardzo indywidualne, ale dam taki przykład; mam wielu pacjentów, którzy przychodzą do mnie jako psychoterapeuty, bo jak diabeł wody świeconej boją się psychiatry. Takie osoby mają szereg bardzo fałszywych przekonań dotyczących tego, czym są leki i w jaki sposób działają. Najczęściej kojarzą się z jakimś odurzonym pacjentem, który lunatykuje – nic bardziej mylnego. Pacjent, u którego zdiagnozowano zespół lękowo-depresyjny nie jest w stanie wyjść z domu, zrobić cokolwiek, ponieważ jest tak przerażony tym, co się dzieje w jego głowie. Takie pacjent jest zalany lękiem. W związku z tym współpraca z psychiatrą i podanie w sposób doraźny leków przeciwlękowych stabilizuje stan pacjenta i wtedy możemy spokojnie pracować nad wszystkimi problemami, którym pacjent nie był w stanie stawić czoła ze względu na ogarniający strach i lęk.
B.L.: Jak wygląda pierwsza wizyta u psychoterapeuty?
J.A.: Paradoksalnie pierwsza wizyta u dobrego psychiatry nie różni się od pierwszej wizyty u dobrego psychiatry. Od razu Państwa uprzedzę, że nie warto kontynuować leczenia u psychiatry, który na pierwszej wizycie poświęca nam 15 minut. Kolejne wizyty mogą być krótsze, jednak pierwsza wizyta, zarówno u psychoterapeuty, jak i psychiatry trwa około 50 minut. Zupełnie naturalnym jest, że osoba, która przychodzi na swoją pierwszą wizytę jest zwykle zestresowana czy spięta. Na pierwszej wizycie pojawia się bardzo dużo różnych emocji, ale psychoterapeuta jest od tego, żeby nam pomóc poczuć się bezpiecznie. Podczas tej pierwszej wizyty psychoterapeuta będzie próbował Państwa po prostu poznać. Dowie się, z czym się zgłaszacie, dlaczego zgłaszacie się w tym momencie, jak długo ten problem trwa. Będzie próbował poznać szerszy kontekst dotyczący tego problemu. W zależności od tego, czy to jest sytuacja stricte kryzysowa czy sytuacja, która trwa już jakiś czas psychoterapeuta zapyta o waszą przeszłość, opowieść życiową czy o poprzednie doświadczenia terapeutyczne. Mogą również paść pytania o ewentualne choroby psychiczne w rodzinie oraz o to, czy w przeszłości chorowaliśmy na depresję, czy stany lękowe. W związku z tym, właśnie pierwsze dwa, a nawet trzy spotkania polegają na takim uważnym dopytaniu się przez psychoterapeutę, co się tak naprawdę dzieje i z czym pacjent przyszedł.
Często słyszę, że ludzie w potrzebie nie zgłaszają się na psychoterapię z lęku przed byciem ocenionym czy zaszufladkowanym. Tutaj kłaniają się wszystkie tabu związane ze stygmatyzacją, a to jest ostatnia rzecz, która mogłaby się wydarzyć w gabinecie terapeutycznym czy psychiatry. Celem psychoterapeuty jest w sposób empatyczny zrozumieć, a potem pomóc pacjentowi oswoić się z problemem, a następnie wspólnie przepracować problem. Psychoterapeuta to osoba, która nie ocenia, tylko towarzyszy oraz otacza opieką w empatyczny sposób.
B.L.: Czy my jako pacjent też mamy możliwość zadania pytań? Czego najczęściej dotyczą takie pytania?
J.A.: Jak najbardziej. Ja nawet zachęcam do zadawania pytań, bo ja to traktuję jako branie spraw w swoje ręce. Mają państwo prawo zadać pytanie o szkolenie psychoterapeuty, jego edukację oraz o to, czy uczęszcza na superwizje.
W.T.: Po czym poznać dobrego psychoterapeutę?
J.A.: To jest bardzo trudne pytanie. Właściwie nie wiem, jak na nie odpowiedzieć. Z psychoterapią jest tak, jak z kontaktem z drugim człowiekiem – nie wszyscy się dobrze czują w swoim towarzystwie. To są bardzo subiektywne doznania. Czasem są to różnice temperamentu czy poczucie, że pacjent i psychoterapeuta pochodzą z dwóch różnych planet. Warto również sprawdzić ośrodek, pod skrzydłami którego pracuje nasz psychoterapeuta. Czy przestrzega on standardów? Nie ma wciąż ustawy o zawodzie psychologa, dlatego rekomenduję kontakt z instytucjami, które przestrzegają standardów. Ostatnio robiłam nabór do ośrodka, którego jestem założycielką. Szukałam nowych psychoterapeutów i rozmawiałam z pewną kandydatką. Okazało się, że założyła swój własny gabinet jedynie po skończonych studiach psychologicznych, właściwie nie mając żadnych uprawnień – bez żadnego doświadczenia, bez ani jednego odbytego stażu w szpitalu. Takich historii jest mnóstwo. To, co rekomenduję to cierpliwość – na pewno w pewnym momencie natrafimy na psychoterapeutę, z którym znajdziemy wspólny język.
W.T.: A czy psychoterapeuta może odmówić prowadzenia terapii danej osobie?
J.A.: To jest zawsze bardzo trudne, ale tak – może odmówić.
B.L.: Jakie to są przypadki?
J.A.: Rozmaite. Sytuacje natury etycznej – kiedyś na psychoterapię zgłosił się do mnie pan i w trakcie spotkania zorientowałam się, że leczę jego żonę. To jest bardzo trudne, bo nie mogę ujawniać kogo leczę, ponieważ jest to tajemnica. Nie wiedziałam, czy jest świadomy tego, że leczę jego żonę, czy może zgłosił się do mnie tylko po to, aby ją szpiegować. Dlatego musiałam skierować pana do innego psychoterapeuty. Nie leczymy najbliższej rodziny naszych przyjaciół czy też swojej rodziny. Możemy również zrezygnować z pacjenta, który zgłasza się do nas z ciężkimi zaburzeniami osobowości, a my – jako psychoterapeuci – mamy już pod swoją opieką wielu „podobnych” pacjentów. My też mamy określoną „nośność”. W takiej sytuacji zawsze przekierowujemy pacjenta do innego specjalisty, nigdy nie zostawiamy go samego.
B.L.: I ostatnie krótkie pytanie: iść na terapię czy nie iść?
J.A.: Iść! Ja sama uwielbiam chodzić na terapię. To niesamowite uczucie mieć swojego psychoterapeutę, z którym można przepracować swoje problemy. Dzięki temu mamy poczucie, że możemy pozostawić na świecie wszystko to, co w nas najlepsze, a także czerpać z niego pełnymi garściami. Jak najbardziej iść!
B.L.: I to chyba najlepsze podsumowanie naszej rozmowy. Dziękuję bardzo.