Czym są teorie spiskowe? Kto jest na nie najbardziej podatny? Czy teorie spiskowe powstają jako antidotum dla osób, które doświadczyły tragedii? O tym wszystkim porozmawialiśmy z dr Tomaszem Sobierajskim, socjologiem z Uniwersytetu Warszawskiego. Serdecznie zachęcamy do lektury!
Bartosz Lewicki: Panie doktorze, czym są teorie spiskowe?
Tomasz Sobierajski: Zbiorem kilku faktów, strzępków informacji, półprawd, które ubiera się w mądre słowa i swobodnie kolportuje przy pomocy portali społecznościowych.
B.L.: Czy tę sytuację można porównać do rozprzestrzeniania się wirusa?
T.S.: Tak, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że wirus, żeby się roznosić musi mieć na kim pasożytować. Tak samo teorie spiskowe, rozwijają się szczególnie dobrze wtedy, kiedy padają na podatny grunt. Bardzo wzmacnia je obecnie populizm, który staje się ulubioną narracją polityczną dużej części świata.
B.L.: Zanim dojdziemy do tego, kto wierzy w teorie spiskowe, stwórzmy obraz tego, kto je tworzy i czy to może nie jest jakiś spisek, żebyśmy wierzyli w teorie spiskowe? (haha).
T.S.: Czasem, kiedy czytam te różne, wyssane z palca historie to mam ochotę jako socjolog, stworzyć jakąś spiskową teorię, wypuścić w świat i w ramach eksperymentu patrzeć, jak się rozwija. Ale czuję zbyt dużą odpowiedzialność i nigdy tego nie zrobię. Czasem teorie spiskowe tworzą ludzie z nudów, dla żartu, a czasem po to, żeby uzyskać władzę nad innymi ludźmi. Jestem przekonany, że nie ma żadnego generatora, ani miejsca na świecie, gdzie te teorie są hurtowo tworzone – ani w Dolinie Krzemowej ani pod Pułtuskiem. Być może czasem tworzą je agencje obcych wywiadów, żeby spowodować dezinformację albo firmy, które chcą zdeprecjonować konkurencję w ramach tzw. „czarnego PR”.
B.L.: Od zarania cywilizacji mieliśmy kilku bogów, z których każdy odpowiadał za inny żywioł, za inną trudną dla zrozumienia przez ówczesnych ludzi zamieszkujących ziemię sytuację. I teraz też potrzebujemy sobie jakoś ten świat dookoła uporządkować. Myślę o osobach, które przeżyły osobistą tragedię i próbują szukać jej przyczyn w jakimś spisku czy w czynnikach zewnętrznych, a nie w zwyczajne realnych wyjaśnieniach sytuacji. Czy to nie jest tak, że teorie spiskowe mogą być swojego rodzaju antidotum dla niektórych osób, które przeżyły traumę czy stratę i muszą sobie to jakoś uporządkować?
T.S.: Z wiarą w teorie spiskowe jest jak z wiarą w duchy. Niekiedy łatwiej, lepiej jest nam uwierzyć w to, że w nocy lampkę koło naszego łóżka zapala wujek Staszek, który zmarł w zeszłym roku, zamiast wezwać elektryka i przekonać się, że to wina instalacji elektrycznej. Teorie spiskowe, jak onegdaj mity, to sposoby na proste wytłumaczenie bardzo skomplikowanych procesów. Dla przykładu historia o tym, że ktoś stworzył świat w 7 dni, jest dużo prostsza niż wiara w to, że świat, w którym żyjemy i to, jacy jesteśmy jako gatunek, to proces, który trwał kilkaset milionów lat lub jeszcze dłużej.
B.L.: Ale mity i legendy były od zarania ludzkości, np. urban legends tj. czarna wołga i inne. My z Panem doktorem obiecaliśmy sobie, że nie będziemy o nich dużo mówić, żeby ich nie wzmacniać, nie zarażać nimi, ale tak naprawdę one nam towarzyszą cały czas. To nie jest wymysł dzisiejszych czasów, ale to, że mamy social media, świat stał się mały, a problemy coraz większe, przyczyniło się do tego, że z tych legend zrobiła się pseudonauka, w którą ludzie wierzą.
T.S.: Ludzie bardziej wierzą pseudonaukowcom niż naukowcom głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, nauka jest często bardzo skomplikowana, trudna, żmudna i mało zajmująca. Po drugie, naukowcy nie są często tak fascynujący w przekazie jak pseudonaukowcy. Używają trudnych słów, nie odpowiadają na pytania zwięźle, komplikują najprostsze sprawy. A pseudonaukowcy wychodzą i mówią: „Życie jest proste jak wydalanie!”. I wszyscy są zachwyceni! Wiara w teorie spiskowe wynika w dużym stopniu z naszego lenistwa intelektualnego. Zamiast wczytywać się i wgłębiać w analizy, mamy piękną, prostą, składającą się w całość wykładnię o świecie.
B.L.: Czy socjologia jest fascynującą nauką?
T.S.: Bardzo! Nie zajmowałbym się nią, gdyby taka nie była.
B.L.: To dlaczego używają Państwo tak trudnych słów, tak trudnych opisów, które odrzucają przeciętnego czytelnika? Przeczytanie pracy naukowej z socjologii czy psychologii w całości często graniczy z cudem. Skąd bierze się tak hermetyczny język, który odrzuca ludzi, chcących się czegoś dowiedzieć o otaczającym świecie?
T.S.: Nie wiem. Mogę mówić tylko za siebie. Jestem uczony pisania w stylu „szkoły amerykańskiej”, gdzie naukowe książki z dziedziny nauk społecznych są bestsellerami wydawniczymi. U nas takie książki określa się mianem popularnonaukowych, a ich autorów deprecjonuje. Tymczasem te dwa światy można ze sobą połączyć. Tym bardziej, że socjologia nie jest fizyką kwantową. Jest sztuką obserwacji, syntezy i analizy tego, co zachodzi w społeczeństwie. Co więcej, uważam, że jako naukowcy jesteśmy zobowiązani do tego, żeby opowiadać w przystępny sposób ludziom o świecie.
B.L.: Zgadzam się. Często naukowcy zapominają o tym, że czym innym jest mówić prosto, a czym innym jest mówić prostacko i jedno nie ma związku z drugim. Rzeczywiście książki czy podręczniki pisane przez naukowców amerykańskich, czy brytyjskich z różnych dziedzin nauki pochłania się tak, jak książki sensacyjne czy thrillery. Te podręczniki czy prace akademickie pisane w Polsce często są trudne do przejścia na poziomie wstępu.
T.S.: Mam nadzieję, że będzie coraz więcej książek naukowych, które będą wciągające jak kryminały.
B.L.: Wróćmy do teorii spiskowych. Powiedział Pan „mądry zrozumie”. W takim razie kto tworzy teorie spiskowe i kto w nie wierzy? Kto jest pożywką dla wirusa?
T.S.: Wiele osób uważa, że w teorie spiskowe wierzą ludzie prości i niewykształceni. To nie jest prawda. Tu kwestia wykształcenia, wiedzy, inteligencji, czy kulturowego zaplecza nie ma często znaczenia. Wielu naukowców, nawet laureatów Nagrody Nobla powiela teorie spiskowe. Badania pokazują, że na teorie spiskowe bardziej podatne są te osoby, które mają niedobór dopaminy w mózgu. Tak się dzieje wtedy, kiedy człowiek jest sfrustrowany, zdesperowany, zmęczony. Staje się nieufny i podejrzliwy. Wtedy wirus teorii spiskowych ma większą szansę na zagnieżdżenie się w głowie delikwenta.
B.L.: Czyli możemy wszystko sprowadzić do kwestii czysto biologicznych, medycznych? Czy tabletka, która by nam wyrównała poziom dopaminy, załatwiłaby kwestię epidemii teorii spiskowych?
T.S.: Znalezienie jednej tabletki dla wszystkich byłoby trudne, ponieważ nasze procesy neuro-przekaźnikowe działają bardzo różnie, ale przynajmniej wiemy, jak postępować w przypadku osób, które wierzą w teorie spiskowe, jak przeciwdziałać ich frustracji.
B.L.: Chyba że uszczęśliwiają ich teorie spiskowe właśnie… ale zaczęliśmy rozmawiać o tym, co możemy z tym zrobić. Jakie jeszcze możemy przedsięwziąć kroki, działania, żebyśmy ograniczali rozrost czy też wpływ teorii spiskowych na społeczeństwo?
T.S.: Jest kilka możliwości. Pierwsza, to zdanie sobie sprawy z tego, że serwisy społecznościowe nie mogą być naszym jedynym źródłem informacji o świecie. Druga, to znalezienie w otoczeniu osób, którym ufamy w danych sprawach. Komuś w kontekście ekonomii, a komuś innemu w kwestiach medycyny. Trzecia, to umiejętność krytycznej oceny tego, co usłyszymy z mediów.
B.L.: Ale czy odpowiedzialność nie powinna bardziej leżeć również po stronie rządzących? Konia z rzędem temu, kto zna wszystkie ustawy, rozporządzenia czy nawet porady różnych ministerstw i urzędów centralnych. To jest napisane tak niezrozumiałym tekstem, a dodatkowo ciężko to znaleźć, że mamy problem z dostępem do prawdy czy do tego, co chcielibyśmy, żeby było prawdą.
T.S.: Nie bardzo wiem, co powiedzieć, ponieważ przestałem ufać politykom już bardzo dawno.
B.L: Tu chodzi mi o urzędników, którzy swoją ciężką pracą pomagają zarządzać krajem, ale jeśli chodzi o komunikację i tłumaczenie pewnych rzeczy, jest to – w porównaniu z innymi krajami – raczkujące i nieudolne. Pytanie, czy to jest specjalnie robione, czy nikomu na tym nie zależy, ponieważ nikt nie jest z tego rozliczany?
T.S.: Chcę wierzyć, że jest mnóstwo ludzi w urzędach i ministerstwach, którzy chcą dobrze, ale być może od momentu, kiedy coś wymyślą, do momentu, kiedy to ujrzy światło dziennie i zaczyna obowiązywać, zdarza się szereg nieprzewidzianych rzeczy i przeinaczeń. To może być kwestia uciętego zdania, przecinka. Powstało mnóstwo pięknej literatury na temat tego, jak człowiek gubi się w gąszczu biurokracji. Co mieliby zrobić urzędnicy?
B.L.: Pisać bardziej zrozumiałe dokumenty, używać bardziej zrozumiałego dla większości społeczeństwa języka, nie bać się komunikować swoich decyzji i powodów, być bardziej otwartym tak jak każde przedsiębiorstwo i każda firma. W nowoczesnym świecie, jeżeli dana firma czy instytucja chce być akceptowana oraz rozumiana przez klientów i interesariuszy musi mówić prostym językiem, innym od tego, którym porozumiewa się wewnątrz. To jest tak samo jak z naukowcami, dokładnie ten sam przypadek tylko w odniesieniu do innej grupy społecznej. Pytanie do socjologa i też prośba o prosty język dla nas – słuchaczy niesocjologicznych. Co teorie spiskowe i wiara w nie mówi o nas jako o zbiorowości, całym społeczeństwie i czy nie jest tak, że w porównaniu z XIX czy XX wiekiem wielkich odkryć, atomu, wynalazków nie cofnęliśmy się trochę w rozwoju?
T.S.: Nie, moim zdaniem nie cofnęliśmy się. Mnie na przykład cieszy to, że ludzie czytają teorie spiskowe, bo to znaczy, że coś w ogóle czytają. Niedobrze, że robią to bezrefleksyjnie. Naszą zmorą cywilizacyjną jest to, że przestaliśmy rozróżniać fakty od opinii. XX wiek był wiekiem faktów. Natomiast w tej chwili żyjemy w świecie opinii. Bardzo trudno znaleźć miejsce w przestrzeni – chociażby medialnej – gdzie możemy z całą pewnością powiedzieć, że to jest fakt, a nie opinia. Ile światów, tyle opinii. Na Facebooku czy Instagramie jesteśmy w stanie uwierzyć każdej osobie, nie sprawdzając, kim ta osoba jest. Jeśli nagrała filmik i mówi o szczepionkach, to znaczy, że musi się na tym znać. Bo gdyby się nie znała, toby nie mówiła, prawda?
B.L.: No właśnie, kwestia celebrytów, którzy są tak popularni, że uwierzyli w to, że ich zdanie jest ważniejsze od zdania ekspertów i my w to wierzymy. Z czego to się bierze?
T.S.: Z poczucia boskości. Kiedy ma się milion obserwujących i codzienną dawkę uwielbienia w komentarzach, to można się pogubić. I niektórzy wchodzą w rolę nadludzi, kapłanów, przewodników duchowych, włączają kamerę w telefonie i klepią farmazony. A po drugiej stronie wyznawcy oglądają to z wypiekami na twarzach i wierzą w każde słowo. Celebryci stali się autorytetami od wszystkiego. Jeśli w jednym tygodniu polecają maszynkę do mięsa, samochód i buty, to dlaczego nie mieliby opowiedzieć o kosmosie czy wirusie.
B.L.: Zbliżając się do końca naszej rozmowy, choć moglibyśmy jeszcze długo rozmawiać, proszę o krótki przepis, poradę, w jaki sposób odróżnić teorię naukową od pseudoteorii naukowej.
T.S.: Trzeba dokładnie sprawdzić, gdzie jest jej źródło. I nie dać się zwieść na przykład tytułowi naukowemu. No i nie czerpać wiedzy tylko z Facebooka.
B.L.: To w takim razie skąd?
T.S.: Jest ogromna, fantastyczna, wielka przestrzeń Internetu. Ale z niego też korzystajmy mądrze. To fajne narzędzie, ale zaprogramowane w odpowiedni sposób. Ma ułatwiać nam życie, podrzucając najlepsze dla nas treści. Jeśli przez tydzień będziemy wpisywać w wyszukiwarkę hasła związane z teoriami spiskowymi, to algorytm dość szybko nauczy się, że to jest to, czego potrzebujemy do życia i będzie nam je „ułatwiał”, podsyłając nam tylko takie treści.
B.L.: A rozmowa z Panem przekonuje mnie, że w Polsce brakuje prawdziwych edukowców, takich jak Pan, z którymi można w prosty sposób porozmawiać o trudnych i złożonych sprawach. Bardzo dziękuję za rozmowę.
T.S.: Bardzo dziękuję!